13.09.2012
Bełchatów jest uroczym miastem, gdy jest się w nim nie dłużej, niż to konieczne. A przebywanie tutaj pięć dni w tygodniu ma swoje plusy i minusy. W pokoju mieszkam sama. Jest nas na razie tylko czternaścioro, więc spokojnie mogłam sobie na to pozwolić. Możliwe, że w zimie będzie tu ciaśniej. Jak na razie szkoła nie pochłania całości mojego czasu. Wystarczą mi dwie, trzy godziny nad książkami. Biologia jak na razie jest prosta, ale będę musiała się do niej przyłożyć. Chemia to na razie powtórzenie poprzednich klas.
Umówiłam się na mieście z Olką. Trochę jej zazdroszczę, że ona mieszka w domu, a nie w internacie. Jednak co dom, to dom. Ustaliłyśmy, że pomogę jej szukać sukienki na wesele, chociaż ono miało się odbyć dopiero 29 grudnia. Spięłam więc swoje długie, sięgające już prawie do pasa włosy, zgłosiłam wychowawczyni, że wychodzę, po czym zbiegłam schodami na dół. Moja przyjaciółka już na mnie czekała.
- Jaką ty chcesz tą sukienkę? - spytałam, chowając do torebki telefon.
- Ładną. Lubisz Wojtka? - natychmiast zmieniła temat.
- Nie wiem, bo co? - spojrzałam na nią podejrzliwie.
- Bo on cię lubi.
- Super, mam się cieszyć, czy płakać?
- Serio mówię. Z żadną dziewczyną, która nie jest z nim spokrewniona, nie gadał tak... normalnie, odkąd rzuciła go taka jedna zdzira - wywróciła oczami, jakby na samo wspomnienie miała ochotę rzygać.
Spojrzałam na nią badawczo. Zastanawiałam się, czemu w ogóle opowiada mi o gościu, którego ledwo znam i to przypadkiem. Nigdy się tak nie zachowywała, a gdy poznawałam jej kuzynów, jakoś nie ingerowała w te znajomości.
- Co było na zadanie z matmy? - spytała, zmieniając temat, czym kompletnie zbiła mnie z tropu. Zmrużyłam oczy, próbując sobie przypomnieć.
- Cała strona dwadzieścia i dwadzieścia jeden ze zbiorku - odpowiedziałam, rozglądając się, czy nic nie jedzie, gdyż doszłyśmy do pasów.
Przeszłyśmy cztery sklepy, w których potencjalnie można było znaleźć jakąś sukienkę na wesele, ale nie miałyśmy nic. Bo jedna za duża, druga za mała, inna za ciemna, kolejna za jasna, za zielona, za błyszcząca, za krótka, za długa, za krzykliwa, za skromna, za różowa, za droga.
- Ja pierdzielę, Olka, bo w końcu założysz jutowy worek i będzie.
- No litości, przecież jakąś kieckę muszę w końcu znaleźć, nie?
- A z kim w ogóle idziesz na to wesele? - zainteresowałam się.
- Jeszcze nie wiem - wzruszyła ramionami.
Przewróciłam oczami. Cała Olka, wszystko na ostatnią chwilę, naprawdę aż dziwne, że w ogóle się teraz za to zabrała, a nie w grudniu, tydzień przed weselem.
- A właśnie, bo bym zapomniała - blondynka walnęła się otwartą dłonią w czoło. - Bo Wojtek się przenosi tu do klubu no i postanowił z tej okazji zrobić imprezkę zapoznawczą u niego na mieszkaniu w piątek wieczorem i mamy zaproszenie.
- Super - ucieszyłam się, ale zaraz mi coś zaświtało. - Ale kurde, ja w piątek zjeżdżam do domu i nie mam autobusu później do Bełchatowa.
- Nic się nie bój, powiemy, że u mnie nocujesz i w sobotę rano pojedziesz, albo raczej, jak się wykacujesz.
- No, dobra, w sumie czemu nie.
____________________________________________
Bez komentarza
Spojrzałam na nią badawczo. Zastanawiałam się, czemu w ogóle opowiada mi o gościu, którego ledwo znam i to przypadkiem. Nigdy się tak nie zachowywała, a gdy poznawałam jej kuzynów, jakoś nie ingerowała w te znajomości.
- Co było na zadanie z matmy? - spytała, zmieniając temat, czym kompletnie zbiła mnie z tropu. Zmrużyłam oczy, próbując sobie przypomnieć.
- Cała strona dwadzieścia i dwadzieścia jeden ze zbiorku - odpowiedziałam, rozglądając się, czy nic nie jedzie, gdyż doszłyśmy do pasów.
Przeszłyśmy cztery sklepy, w których potencjalnie można było znaleźć jakąś sukienkę na wesele, ale nie miałyśmy nic. Bo jedna za duża, druga za mała, inna za ciemna, kolejna za jasna, za zielona, za błyszcząca, za krótka, za długa, za krzykliwa, za skromna, za różowa, za droga.
- Ja pierdzielę, Olka, bo w końcu założysz jutowy worek i będzie.
- No litości, przecież jakąś kieckę muszę w końcu znaleźć, nie?
- A z kim w ogóle idziesz na to wesele? - zainteresowałam się.
- Jeszcze nie wiem - wzruszyła ramionami.
Przewróciłam oczami. Cała Olka, wszystko na ostatnią chwilę, naprawdę aż dziwne, że w ogóle się teraz za to zabrała, a nie w grudniu, tydzień przed weselem.
- A właśnie, bo bym zapomniała - blondynka walnęła się otwartą dłonią w czoło. - Bo Wojtek się przenosi tu do klubu no i postanowił z tej okazji zrobić imprezkę zapoznawczą u niego na mieszkaniu w piątek wieczorem i mamy zaproszenie.
- Super - ucieszyłam się, ale zaraz mi coś zaświtało. - Ale kurde, ja w piątek zjeżdżam do domu i nie mam autobusu później do Bełchatowa.
- Nic się nie bój, powiemy, że u mnie nocujesz i w sobotę rano pojedziesz, albo raczej, jak się wykacujesz.
- No, dobra, w sumie czemu nie.
____________________________________________
Bez komentarza